Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

dziej, szczebiotanie to i przypominanie żony, męczyło go.
— Tamta — mówiła Mina — to widmo już tylko straszne, co się niewiedzieć na co włóczy po świecie, a nam wszystkim życie zatruwa.
Rozum postradała, sama nie wie, co się z nią dzieje.., to płacze, to śpiewa, to narzeka na cały świat i na was — na was, żeście jej życie zatruli i zgubili.
Przemysław w końcu rzucił się i wybuchnął ręką bijąc o stół.
— I od was i od niej radbym, żeby mnie kto uwolnił.. Dosyć już mam i tego trupa i tego narzekania!
Póty!
Wskazał na gardło. Dopił kubka, cisnął nim i wyszedł z izby.
Miny oczy zaświeciły.
— Powiedział — powiedział! — żeby go od tego trupa uwolnić!
Uśmiechnęła się spoglądając na drzwi.
— Mam słowo!! Uwolnim cię od niego!!


KONIEC TOMU PIERWSZEGO.