się czeladzi zamkowej wyprzedzić, co się im łatwo udało.
Nałęcz miał w okolicy Gniezna stryja starego, na wsi osiadłego, do którego czasem dojeżdżali dla łowów i spoczynku. Zwano go Włodkiem, a że niegdy w radzie książęcej zasiadał, Comesem go czczono.
Człowiek był dawniej krewki do zbytku, broił dużo, szalał długo, nawrócony, teraz życiem niezmiernie surowem, starał się okupić dawne życie swoje. Schronić się doń zdawało bezpiecznem, gdyż tam mało kto kiedy zaglądał. Domu reguła ostra była, i dwaj młodzi nie chętnieby się poddali jej na czas dłuższy — lecz na krótko i ten przytułek był pożądany.
W Nałęczynie bez mała, klasztór Włodek założył.
Stary Comes, chociaż żonaty z dziewicą znakomitego rodu, ojciec dwóch synów i po zgonie żony, a i za jej życia pono swawolnie sobie poczynał, tak, że pobocznego potomstwa kilkanaścioro się znalazło. Wszystko to teraz z nim pod jednym dachem mieszkało i za niego pokutę musiało odprawiać.
Wyprosił był sobie Włodek, ofiarą dla kościoła księdza Niemca zakonu Św. Franciszka, który u niego kapelanem był i rygor mu tu klasztorny wprowadził.
O. Franc, którego tu poufale Ojczulem zwano,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/011
Ta strona została uwierzytelniona.