Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

obchodził się z Włodkiem i jego rodziną bardzo surowo. On tu był teraz panem.
Po krótkiej z Zarębą naradzie, Pawłek Nałęcz pociągnął go z sobą do stryja, chociaż długo tu przebywać nie myśleli — Zaręba gorączkowy i niecierpliwy zabierał się zaraz wszystek ród objeżdżać, i przeciw księciu Przemysławowi go zbroić, opierając się na którym z książąt Ślązkich.
Nie wiedział Michna spełna co począć, lecz poprzysiągł, że na księciu pomścić się musi.
Nałęcz umiarkowańszy i chłodniejszy powstrzymywał go i starał się uspokajać, co niewiele pomagało.
— Ani dziś, ani jutro może nie dokażę tego co chcę — zawołał Zaręba — lecz póki żyw mu nie daruję za księżnę i za siebie!
Zjechali z drogi ku Nałęczynowi, do którego Pawłek prowadził. Potrzeba było nocować w lesie, a choć jesień była późna i chłód dojmujący, ognia nawet naniecić nie śmieli, aby ten ich nie zdradził.
Odzieży ciepłej nie mając, otulili się jak mogli, a nim konie u cudzego stoga popaśli, kilka godzin przesiedzieli drzemiąc w myślach zatopieni.
Nadedniem puścili się w dalszą drogę, i przemykając się bezdrożami, dojechali do Nałęczyna.
Dwór starego pokutnika leżał jak na wysepce pomiędzy jeziorkami dwoma, które umyślnie przekopami połączono. Broniło go to od napaści i odgradzało od świata.