Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

Włodek zerwał z nim był wszelkie prawie stosunki, duszą swą grzeszną zajmując się jedynie. —
Zdala ponad obszernie rozstawionemi domostwy i drzewami, teraz z liści opadłemi, widać było drewnianą sterczącą w górę wieżyczkę kościoła z krzyżem sporym drewnianym także, wedle obyczaju zakonu Ś. Franciszka.
Przejechawszy długą hać rozgrzęzłą, którą zaniedbano poprawiać i woda ją w miejscach wielu poprzerywała, przebywszy kilka mostków lichych i podziurawionych, — stanęli u wrót, w które dobrze bić musieli, nim Nałęcz się odźwiernego dowołał.
Temu oznajmił się jako bratanek pana, domagając z towarzyszem gościny. — Stróż poszedł do pana, ale ten na modlitwie był, której mu przerywać nie śmiano. Musieli więc czekać długo.
Wpuszczono potem samego Pawłka, kazawszy Zarębie z końmi zostać za wroty...
Wszedłszy w podwórce, znalazł się Nałęcz naprzeciw męża ogromnego wzrostu, u wrót już stojącego, który na sobie miał suknię barwy siermiężnej sznurem prostym podpasaną. Tem się tylko ona od mniszej różniła, że kaptura nie miała.
Był to Włodek, bosy, w trepkach, z rękami obnażonemi, tak że widocznem było, iż gzła nie nosił, a twarda odzież za włosiennicę mu służyła. Twarz mimo postów i umartwień miał krą-