Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

głą, pełną i zdrową, a brwi, jak dwie wiechy pół siwe...
Z dala postrzegł Pawłek parami idących kilka dziewcząt różnego wzrostu, także w sukniach burych, a za niemi w pewnej odległości tak samo odzianych chłopców dorosłych i małych, za któremi szedł Ojczulo w kapturze na głowie, kijem w ręku.., człek wychudły, silny jednak i oblicza surowego.
Chłopcy z księdzem szli ku jednemu budynkowi na prawo, a dziewczęta ze starą niewiastą, chustą ciemną osłoniętą i przygarbioną, zwracały się na lewo.
Włodek na zbliżającego się bratanka patrzał z uwagą i zdawał się go poznawać. Pawłek pospieszył rękę jego ucałować.
— Bóg z tobą! z czemże ty do mnie? — nie odstępując odedrzwi, które sobą zasłaniał rzekł stary.
— Stryju miły, — odparł Nałęcz, który natury był powolnej i do każdego zastosować się umiał. Stało się o czemby długo bajać przyszło, a no, ja i Zaręba, pobratym mój, potrzebujemy schronienia, bośmy przez księcia ścigani. —
Włodek się strasznie żachnął.
— Pogańskie syny! bezbożniki, cożeście to zrobili? — zakrzyczał.
— Nic kary godnego! Zaręba się ważył księciu na oczy wyrzucać życie jego nierządne, a po