Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

niewieranie żony. Rozgniewał się Przemko, trzeba było z życiem uchodzić.
Włodek głową zaczął kręcić.
— Kłamiesz! — rzekł.
— Prawdęm powiedział, jak mi Bóg miły!
— A u mnie myślicie, dla dwu łotrów z rozpustnego dworu schronienie? — zawołał Włodek. — Ja dla was życia nie zmienię, a wy tu nie wytrwacie. — Czy ty nie wiesz jakie u mnie życie?
— Wiemy, że u was klasztor, — rzekł Nałęcz, — ale i po klasztorach przyjmują ludzi do izb gościnnych. —
— Klasztoru u mnie nie ma! — przerwał stary — ale chrześcjańskie życie jest! takie jakie wszędzie powinno być! Modlitwa, od której nikomu się nie dam uwolnić — post, karność. — Co mnie tu po takich dwu trutniach nawykłych do dworskiej rozpusty?
Co wy tu robić będziecie?
— Odpoczniemy dzień jaki. —
Włodek mruczał.
— Nie odpędzę was od wrót, — rzekł, — ale pamiętajcie, u mnie jedno prawo dla wszystkich. Kto tu wszedł, musi ze mną Boga chwalić.. na wszelki sposób. —
— Toć i my nie poganie!
— A, poganie! poganie! tak jakem ja był dopókim nie przejrzał! — odezwał się stary. — Cielsko u was Bogiem, brzuch ołtarzem, rozpusta