Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich.. Tacy ludzie jak i my, muszą co i my pożywać i być radzi.
Wtem z różańcem w ręku nadciągnął Ojczulo, który się zdala przybyszom przypatrywał.
Pawłek wiedząc kto był, skłonił mu się pokornie.
— A w rękę duchownego nie możesz pocałować? — krzyknął Włodek.
Trzeba było pójść do ręki, którą mnich go pobłogosławił.
W twarzy ascety widać było pokój z apatją graniczący, dobroć chłodną... W ciągu powitania szeptał modlitwę i różaniec z dużych pacierzy złożony, w chudych, czarnych rękach przesuwał...
Włodek z wielkiem poszanowaniem opowiedział mu o przybyłym, co mnich przyjął obojętnie.
Gdy Pawłek ze starym rozmawiał, Zadra wpuścił już Zarębę z końmi do środka.
Michno, z konia zsiadłszy, którego chłopak przybył wziąć do stajen, podstąpił do gospodarza domu.
Szedł ze swą zwykłą butą, teraz jeszcze gniewem urosłą, która się nie miała czasu uspokoić, bez tej pokory i uniżoności, jakiej wymagał Włodek, trochę dla siebie a więcej dla Ojczula.
— Druh mój i pobratym — odezwał się — już powiedzieć musiał, co nas tu za bieda zagnała. Miłościwy panie, daj nam do czasu schro-