kiego pochlebstwa dalekim, spuścił głowę i rzekł zcicha:
— Co Bóg nam przez pomazańca swego uczynić raczył, dobrem być musi. Zatem wola Jego błogosławiona. Szczęśliw jestem, że ja pierwszy witam przyszłego Pasterza.
Chciał go w rękę ucałować, gdy Świnka uścisnął starego ze wzruszeniem.
— A! Wierz mi, wierz, ks. Kanclerzu — rzekł — anim się dobijał, nim pragnął tego dostojeństwa[1] Jest ono brzemieniem wielkiem w tych ziemiach naszych rozbitych i osłabłych niemocą długą. Jednoczyć ciągle co się rozpryska, walczyć z samowolą możnych książątek, ukracać ich zachcianki, karać gwałty, ciągle prawo Boże przypominać tym, co i żadnego ludzkiego znać nie chcą.. stać na najwyższej straży!.. ciężka to sprawa i brzemię straszliwe!!
Czuć było przejęcie wielkie i uniesienie w mowie nowego Arcypasterza. Ks. Wincenty czytał w nim jak głęboko był jeszcze poruszony nowem powołaniem swojem. Mówił żywo a słowa płynęły mu z gorączkowym pośpiechem.
— Ojcze mój — ciągnął dalej wskazując siedzenie, a zapominając co go tu sprowadziło. — Prawdziwy traf losu, niespodziewany, nieprzewidywany narzucił mnie wam...
Wiecie czy nie, żem niegdy we Francyi z dzisiejszym Ojcem naszym Papieżem rzymskim, zna-
- ↑ Błąd w druku; powinna być - (.) kropka