Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

wierzyć... Rozśmiałem się. Byłem człowiekiem świeckim, rycerskiemu rzemiosłu oddanym, a choć naukę kochałem, pismom czytał a chętnie się mądrym przysłuchiwał, nigdym nie pomyślał o stanie duchownym, nie czuł się godnym niego.
— Ojcze Święty — rzekłem wskazując na miecz u boku — słowem wojować nie uczyłem się.
— Duch Święty cię natchnie — mówił Papież. Tam trzeba Pasterza coby i wodzem i żołnierzem umiał być. Mnie Ciebie tu P. Bóg na to zesłał i wskazuje, idź i dźwigaj to królestwo, które jest córą apostolskiej stolicy.
Nie poddałem się zrazu woli Ojca Świętego, podziękowałem i odszedłem. Nazajutrz kilku innych kandydatów przyniósłem Papieżowi, nie biorąc słów jego za rozkaz stanowczy. Tamtych nie znam, rzekł mi — a ciebie od lat wielu. Teologii ci dodadzą scholastycy twoi, kanonicy i kapituła, a serce i wolę ty im zaniesiesz. Idź, mówię ci, wzywam w Imię Tego, którego jestem zastępcą na ziemi.
Opierałem się długo jeszcze. Rzekł mi Ojciec Święty, że u grobu świętych apostołów Piotra i Pawła pójdzie o natchnienie się modlić, abym i ja na mszy w Krypcie był. Posłusznym byłem. Po ofierze świętej przyszedł do mnie jeszcze w sukniach, w których u ołtarza stał, nie zrzucając ich, i położył mi jednę rękę na głowie,