Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

płański żywot prowadzi. Wszystko trzeba w kluby ująć, wiele naprawić, a to ciężkie pensum Bóg złożył na ramiona prostego ziemianina, żołnierza, dobrej woli ale nieuka i niezdolnego... Jakże się niemam lękać, czy ja potrafię sprostać temu, czemu świątobliwi poprzednicy moi nie podołali?
Mowa ta poruszyła mocniej jeszcze kanclerza.
— Nie zapominajcież — rzekł poważnie — że większe Bóg cuda czynił z ludźmi, bo na Apostołów powoływał celników i rybaków, prostaczków a nie mędrców ze szkoły i nie uczonych z nad ksiąg...
Wy macie wszystko co mieć potrzeba, gdy jasno widzicie czego nam braknie.
Radować się więc i dziękować Bogu! Hosanna!
— A mnie z pokorą i poświęceniem iść tą drogą ciernistą — rzekł Świnka — bo że ona różami nie będzie usłaną — wiem zawczasu. Nienawiść książąt, przeciw którym wystąpić muszę, niechęć duchownych, których na drogę lepszą zwrócić potrzeba, nieprzyjaźń niemców, od których się bronić należy — wszystko to mnie czeka!
Przeżegnał się Świnka i dodał, rękę wyciągając do kanclerza.
— Liczę na pomoc waszą, na duchowieństwa czoło, że mnie nie opuści i podeprze...
Gdy to mówili, Proboszcz, dosyć wylękły starowina, na stole sam z czeladzią przysposabiał posiłek wieczorny, ubogi, bo go na inny nie stało.