Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

Zastawiono misy z rybami, kaszę, grzyby, chleb i co Bóg dał pod ubogą strzechą.
Świnka wstał i zbliżył się do stołu prosząc kanclerza aby go pobłogosławił. Gospodarz ręce na piersiach złożywszy, wymawiał się, iż tak biednie arcypasterza przyjmuje.
— Gdybym był zawczasu wiedział — rzekł — posłałbym rybaków sieci zarzucić, możeby co lepszego złowić się udało.
— Mnie, mój ojcze, wszystko dobre — rzekł Świnka wesoło — bom ja nawykł do niewygód i do prostego jadła. Za górami też u włochów nie popsułem podniebienia, choć tam różne przysmaki dają. Naszym ustom one wstrętne, a lepiej chleb nasz czarny niż ich białe kołacze smakuje.
Zaczem siedli, a nominat proboszcza gwałtem przy sobie umieścił, poufale go wypytując o stan parafij, dochody i fundusze kościoła.
— Dajemy sobie rady jako zmożemy — mówił Proboszcz — choć z dziesięcinami zawsze frasunek wielki i utrapienie. Radzi nas najgorszym snopkiem zbyć. W lasach też i na ziemiach nadanych probostwu króluje kto chce i czyja wola a łaska, niepatrząc prawa. W przejeździe lada urzędnik o plebanją zawadzi, przyjmować go z ludźmi i końmi potrzeba. Ot — żyje się jak Bóg dał.
— Myśmy też słudzy Boży — odparł Nominat — do łatwego a wygodnego życia nie po-