Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

wołani. Widziemy to na zakonach benedyktynów, cystersów a nawet i innych, jak łatwo człowiek naszego stanu, przy dostatku wielkim popsuć się i zleniwić może. Nie ci oni są co dawniej byli. Dlatego Św. Dominik i Franciszek ubóstwo dzieciom swym nakazał, grosza im brać wzbronił, aby od zepsucia ich ustrzegł.
Lecz zakony u nas — dodał — przez to głównie zwietrzały, że obcemi nasadzone były. Ci dobrze wyposażeni nie mieli co czynić, nikt ich, oni nikogo nie rozumieli... Ztąd gnuśność poszła i zepsucie. Swojemi nam je trzeba zaludnić, aby oni z narodem jedno czuli, znali go, a mówić doń i prostować mogli.
Szła tak rozmowa przy krótkiej wieczerzy, poczem prędko, Gracje odmówiwszy wstali, a Świnka odwiódł kanclerza w róg izby.
— Mówcie mi, jako Pan nasz jest? co z nim?
Długo się na odpowiedź kanclerz namyślać musiał.
— Wiecie, że dwakroć u Ślązaków w niewoli był — rzekł. — Zdaje się, że wtóra ona dobrze poskutkowała, spoważniał, zmężniał, serce mu pańskie urosło. Dobrego chce. Brak mu dziś takiego pomocnika i radźcy jakiego miał w Bolesławie Kalickim[1], i w Was, ojcze nasz, mieć będzie..

— Jeźli ma wolę dobrą, Bóg siły użyczy! — odparł nominat.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Kaliskim.