Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

— A księżna wasza? — zapytał po małym przestanku.
Kanclerz zaniemiał, oczy spuścił — wzdychał.
— Księżna — odezwał się nie rychło — nieszczęśliwą jest bo małżeństwo to nie dobre było dla obojga. Miłości nie było w niem i szczęścia nie ma. Obawiam się być prorokiem, lecz wkrótce pewnie straciemy panią pobożną, schnącą z tęsknicy i utrapienia. Niewiasty co ją otaczają złe są.
— Zawszeż trwają te piastowskie miłostki pokątne!? — pytał Świnka. — W nich wszystkich krew niepomiernie gorąca, namiętności niepohamowane. Mało który nie wraca do pogańskiego nałożnic obyczaju, jako oto i Węgierski król choć nie Piast, co się Kumankami otoczył, że mu je gwałtem odpędzić musiano!
— Zgorszenia nowego nie ma — odparł kanclerz — ale stara ulubienica trwa na dworze. Tej by się zbyć powinien, bo niegodziwą jest i władzę ma... Ona to podobno przyczyną nieszczęścia pani naszej.
— I bezdzietność się też do zniechęcenia przykłada — dodał Świnka.
— A potomstwa nadziei niema żadnej — mówił kanclerz — nieszczęśliwa Lukierda schorowana, jak cień chodzi, litość bierze patrzeć na nią.
— On że jej dla niej niema? — zapytał nominat.
— Nie — odezwał się kanclerz po cichu. — Niecierpliwi się pono i zżyma... Biedny jest, i nas