Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

wszędzie obczyzna, niemcy, włochy, francuzi zapełniali je, a czując się wyższemi umysłowo od krajowców, lekceważyli ich sobie i władzę jaka w ich ręku spoczywała. Świnka obeznany z językami i obyczajem zachodnim, był dla tych przybyszów groźnym, bo mu wyższością swą nastawić się nie mogli. Wracał z Rzymu, miał nawet tę powierzchowność pół-cudzoziemską która u nas zawsze, od wieków dawała powagę i wziętość.
Był to właśnie mąż, jakiego pod te czasy rozprzężenia kościół polski potrzebował.
Dnia 15 Grudnia zbliżyli się do Poznania, w którym się na noc stanąć spodziewali, gdy popasając w gospodzie na wielkim gościńcu, — postrzegli dwóch ziemian przybywających do niej na zhasanych koniach.
Jedyna izba gościnna była zajęta przez nominata i dwór jego, jeźdźcy więc ani koni, ni siebie nie mając gdzie schronić, już mieli odciągać dalej, gdy Świnka zobaczywszy ich, do izby swej powołać kazał...
Dowiedzieli się od dworzan kto był.
Wezwani byli dwaj ludzie młodzi, po których ubraniu i rynsztunku poznać było można, iż do zamożniejszych rodzin liczyć się musieli. Oba próg przestąpiwszy, gdy mieli powitać duchownych, tak się wydali im pomięszani, niespokojni, pod wrażeniem jakiemś świeżem i przykrem, — że Świn-