ty, co to znaczy? Dwa razy mi to powtórzył... On chce, aby był koniec temu...
Bertocha, która prześladowała Lukierdę z zajadłością zwierzęcia, co szarpie stworzenie bezbronne — ociężała, wahająca się, gdy przychodziło do stanowczego ciosu — na zbrodnię nie miała dosyć odwagi.
Zamruczała, głową pokręciła, ramionami poruszyła — obawiając się szalonej Miny, gotową była męczyć — ale zabić!! A tu niewątpliwie o morderstwo chodziło!
— Ona i tak lada dzień zdechnie — zamruczała popijając. — Ja się na tem znam. Nie jedną już taką widziałam! Gdy idzie do kościoła, słania się jak pijana, tchu już nie ma, raz w raz chwyta się za piersi wyschłe — nie je, nie pije — ino wodę... W nocy rzuca się, jęczy i płacze.
— No, to po cóż dłużej ma męczyć nas i jego.. Ja ci powiadam, on mówił sam, że chce aby go od niej uwolniono!
Bertocha krzywiła się, spuszczała oczy, z widoczną niechęcią słuchała tej rozmowy.
Mina dolewała jej ciepłego wina z korzeniami, biegała, rzucała się jak w gorączce.
— Nie! to trzeba skończyć... trzeba skończyć jak najprędzej!
Nachyliła się do ucha Bertochy i szeptała.
— Jak kurczę ją zdusić łatwo! Zobaczysz..
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.