Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

chciwem, śledziła każdy ruch pilnie, każdą oznakę znękania i osłabienia.
Widziała jak się za piersi chwytała, chwiała, słabła i spuściwszy głowę przypadła na ławie. Potem podniosła ją nieco, sparła na ścianie, dyszała ciężko, w gardle jej odzywało się coś jak chrypliwy głos konania.
Mina wpadła nazad do izby z rozpaloną twarzą. Po drodze coś szepnęła dziewczętom, które stały gromadą i czekały.. Były to pospolite służebne, dziewki silne jak parobcy, zuchwałe, życiem wśród dworu zepsute, a tego wieczora miodem przez Minę spojone.
Śmiały się i szydziły, czekając. Nic ich to nie obchodziło co z rozkazu starszych uczynić miały. —
Bertocha po kubkach drzemała i dumała, gdy niemka wróciła. Dotknęła ją ręką rozpaloną, namiętnie drżącą.
— Czekać trzeba aż się położy — mruczała.. — wówczas.
Bertocha upojona skinęła głową potwierdzająco. Wmówiła już w siebie, że gdy Mina razem z nią iść miała, niebezpieczeństwa nie było. Dziewki mogły zrobić co trzeba, im dosyć było skinąć na nie.
— Poduszki leżą przy łóżku na boku — wołała przerywanym głosem Mina. — Gdy się położy, rzucim na nią, głosu nie wyda, znaku nie będzie.