Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

gła ku drzwiom, od których dziewki zastępowały, odpychając ją, nie puszczając.
Księżna poskoczyła ku oknu z szybkością, która zdumiała kobiety, co ją niedawno ledwie poruszać się mogącą widziały. I tu znalazła już rozpostarte ręce, co jej ucieczkę zapierały.
Mina opamiętawszy się jak szalona pędziła za nią. Bertocha stała jeszcze przerażona, gdy za niemką rzuciły się służebne i waląc się wszystkie na krzyczącą i opierającą Lukierdę, pociągnęły ją za sobą na łoże.
Mina ogromną poduszkę, którą miała już przygotowaną narzuciła jej na głowę i rozpaczliwy krzyk stłumiła.
Widać było konwulsyjnie poruszające się ciało biednej męczennicy, potem ręce i nogi wyciągnięte straszliwie skostniały, zdrewniały i bezsilnie opadły.
Niemka dusiła z całych sił, a dwoje dziewcząt z zajadłością jej dopomagało.
Krzyki i szamotanie się ustały, nastąpiła cisza złowroga. Bertocha z obawą przystąpiła spoglądając na łoże, ale twarzy księżnej widzieć nie mogła, bo poduszki okrywały głowę, a palce Miny, jak szpony wciśnięte w nie, dusiły jeszcze już zaduszoną.
Twarz mściwej dziewki była dzikim szałem jakimś zmienioną, zęby ściśnięte zdały się chcieć pożerać ofiarę... Nie mogła czy nie śmiała jej puścić, aż sił zabrakło i Mina znużona pochyliła