Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

się, padając na podłogę. Bertocha odgarnęła poduszki. Z twarzą na której wypiętnowały się męczarnie zgonu, z oczyma krwią zabiegłemi i już zeszklonemi, leżał siny trup Lukierdy.
Widokiem jego Bertocha się wytrzeźwiła. Strach jakiś ogarnął wszystkie niewiasty.
Mina tylko podniósłszy się z ziemi, obłąkana rwać zaczęła trupa i układać, aby na nim śladu gwałtownej śmierci nie było. Lecz już się on nie dawał zetrzeć.
Dziewki i dwie mordu sprawczynie stały jeszcze nad łożem, a poduszka obok leżąca zgnieciona i zmięta świadczyła o tem, co się tu przed chwilą dokonało, gdy drzwi się otwarły i z lampką w ręku wpadł książe.
Krzyki doszły uszów jego — szedł przeczuwając coś, przelękły, a dość mu było okiem rzucić na twarz Miny, na łoże, na dziewki jeszcze po walce drżące nią, z włosami potarganemi, aby całą straszną prawdę odgadnąć.
Książę przyskoczył do łoża i stanął przy niem zbladły jak trup, oczyma błędnemi rzucając do koła. Mina wlepiła w niego wejrzenie zwycięzkie jakieś, oszalałe — nie uciekała ani się zapierała.
Przemysław nie mógł przemówić, dyszał wzruszony, zdjęty oburzeniem i grozą. — Oczy jego z trupa obróciły się na kata.
— Masz czego chciałeś! — zawołała niemka