Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

Uderzono w wielki dzwon za umarłych.
Na całym zamku, w którym już wprzód poruszenie jakieś czuć się dawało, — odgłos ten dzwonu, bieganie czeladzi — rozbudziły śpiących. Kto żył wybiegał, rozpytywano się, skupiano.
— Księżna umarła! — wołali jedni.
— Księżnę uduszono — szeptali drudzy.
Oskarżano Minę jawnie, bo widzieli strażnicy wybiegającą z mieszkania księżnej i jak szaloną kołującą po podwórzach.
Z dziewcząt, które do mordu nie należały, wiele o nim wiedziało, inne pode drzwiami przypatrywały się, gdy go spełniano.
Rozniosło się opowiadanie o nim po zamku, po mieście. Z nocy stał się dzień i trwoga jakaś padła na ludzi. Gromady ludu zbierały się na podwalach, cisnęły do wrót, krzyki, jęki i odgrażania słychać było.
Minę, gdyby się na onczas pokazała, rozszarpałoby może pospólstwo, ją za główną uważając sprawczynię.
Inni głośno obwiniali samego księcia. Dzwony żałobne wtórowały temu wrzaskowi tłumu. Bramy zamku musiano podwójną strażą ostawić.
Wewnątrz kasztelan Tomisław, choć nie miał wydanych rozkazów, usłyszawszy o mord obwiniających Minę, — posłał szukać jej.
Ludzie wpadli do mieszkania, które zajmowała, znaleźli w niem nieład, skrzynie pootwierane,