tomną, powiedzą, żem ja chciał pozbyć się chorej, wstrętliwej niewiasty...
Ojcze.. mów!
Patrzał trwożnie.
— Jam ani słuchał co mówić mogą, anim się chciał dowiadywać — rzekł ks. Teodoryk spokojnie. — Pospólstwo może pleść potwarze, ale cóż gawiedzi głosy ważą?
A po chwili dodał.
— Miłościwy panie, aby usta zamknąć ludziom, potrzeba iść do kościoła. Musicie być na pogrzebie przytomni.
Przemysław jakby nie słysząc, rzekł żywo:
— Niech będzie wspaniały pogrzeb, najwspanialszy... Niech trwa nabożeństwo... Proście Biskupa.. mówcie duchownym, niech się modlą za nią!
— Duchowieństwo ze wszystkich kościołów i klasztorów już zwołane — rzekł uspokajając Teodoryk.
Przemysław kazał sobie podać szaty uroczyste — ubierał się a raczej dawał się odziewać drżąc jeszcze... Gdy wychodzić przyszło, rzucił się na ławę bezsilny.
Ks. Teodoryk widząc go osłabłym, wina przynieść kazał i zmusił go do wypicia pół kubka. Jadło przyniesione odepchnął.
Nim wyszedł książe, wydał rozkaz jeszcze, aby
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.