Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

Przemysław choć na chwilę przy stołach się ukaże. Omylono się wszakże, książe wprost z kościoła przejściem bocznym, niepostrzeżony udał się do komnat swoich, do których Świnkę i Biskupa Jana prosić kazał.
Dni walki z samym sobą, jeśli go nie uspokoiły, to przynajmniej panem siebie uczyniły.
Posępna twarz mniej zdradzała zgryzoty sumienia i niepokój ducha. Męczarnię człowieka pokrywał dumą książęcą. —
Ks. Teodoryk z podziwieniem patrzał na tę moc jego nad sobą.
Gdy Świnka wszedł, Przemysław wstał witając go z głębokiem poszanowaniem, badał go oczyma lękając się znaleźć zbyt surowym. Nominat oblicze miał spokojne, ale sędziowskie.
Łatwo się było domyśleć, że głos publiczny doszedł już do niego.
Książe począł wypowiadając radość wielką z mianowania Arcy-Pasterza.
— Tęskniłem dawno zatem, abyśmy Ojca duchownego mieli, alem się nie śmiał spodziewać tak szczęśliwego dla nas wyboru. Nie umiem wyrazić, jak mnie on w mojem strapieniu ciężkiem, wielce rozradował i pocieszył.
Witaj nam, pożądany Pasterzu nasz!
Biskup Jan, mąż poważny, nie pospolitego umysłu a żywego, mimo wieku, temperamentu, — dodał, iż sam Bóg zsyłał im takiego wodza.