— Chciałem ię[1] z tego wyspowiadać przed wami...
Świnka słuchał zasmucony i milczący.
— Kajać się trzeba — rzekł — aby Boga przebłagać.
Jeżeli choć cień grzechu czujecie na sobie, obmyjcie go.
— Jam gotów do pokuty, do ofiar! — zawołał książe — bylebym przebłagał mściwą rękę Bożą. Ale jakże zetrzeć potrafię z siebie plamę w oczach ludzi? jak się oczyścić przed niemi?
Tu zatrzymał się chwilę i począł powoli.
— Wiecie, ojcze mój, żem po stryju Pobożnym wziął w spadku nietylko ziemie jego ale myśl, którą on przez cały żywot swój karmił. Chciałem Chrobrego koronie blask dawny przywrócić. Jakże ją włożyć na skroń, na której ludzie krew niewinną widzą?
Załamał ręce.
— Uspokój się książe — odparł Świnka. — Co kościół może dla uspokojenia Was i pokrzepienia, to uczyni. Wielkie posłannictwo twoje... Obok niego wszystko małem. Lecz czystym być Wam potrzeba... w sumieniu.
To mówiąc powstał.
— Pokutujcie — dokończył — my się za was modlić będziemy.
Przemysław przystąpił doń i ze łzami ściskając go zaczął.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – się.