Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż ja wam potrzebuję tłumaczyć? — szepnął Zaręba. — Wiecie, że książe Wrocławski z Brandeburczykiem trzyma, bo ma córkę Ottona długiego za sobą. Brandeburgi na Pomorze czyhają, a on całej Polski chce i będzie ją mieć. Jedźcie! czem prędzej, tem lepiej!
Przemysław paść musi i zginąć, — dodał — a nie z czyjej ręki, jak z mojej!
Kasztelan widząc ludzi nadchodzących, nakazał mu milczenie, lecz zaprowadziwszy go o zmroku do komory, długo się z nim naradzał. Zaręba szybko potem nazad do miasta powrócił, konie kazał siodłać i zniknął.
W kilka dni potem kasztelana w Kaliszu nie było, mówiono, że wyjechał do majętności swych i dość długo oczekiwano nań w zamku. Kędy się zabawiał nie wiedział nikt. Donoszono do Poznania o tem, iż Sędziwój mało nad bezpieczeństwem grodu powierzonego mu czuwał — ale nic nie zdawało się zagrażać.