jąc się, aby do swawoli nie wrócił nalegał. I on i ks. Teodoryk ciągle to książęciu przypominali.
Przemysław ociągał się z jakąś zabobonną obawą.
Wieść o gwałtownej śmierci Lukierdy tak była rozpowszechnioną, iż wielu odstręczała od niego. Po różnych dworach próbowano starać się o księżniczki, których odmawiano. W ciągu krótkiego czasu krwawa przygoda urosła w legendę, zmieniła się w pieśń, którą publicznie po kraju śpiewano. Weszło to było w wiarę powszechną, iż książe mord żony nakazał.
W pieśni żałosnej, którą nuciły niewiasty, Lukierda prosiła męża, aby jej życie darował, by jej powrócić do swoich, choć w jednem gźle, boso pozwolił. Okrutny Przemysław skazywał ją na śmierć, a śpiew łzy wyciskając, wzmagał niechęć przeciwko niemu. —
Powtarzania tych pieśni niepodobna było zakazać. Nucili ją po gospodach publicznych gęślarze, niewiasty uczyły się i roznosiły. Wprędce rozpowszechniła się tak, że z tęskną jej nutą nieraz dwór książęcy w podróżach się spotykał.
Chociaż na zamku komnaty, w których Lukierda życie skończyła, przebudowane były i przez dwór zajęte — powiadano, że nocami ukazywał się tam cień zabitej w białej sukni, z włosami rozpuszczonemi, z głową na piersi
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.