Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

Arcybiskup przeżegnał go.
— Bóg tak chciał — rzekł spokojnie — kara to, próba czy napomnienie, nie wiem, ale wyrok, któremu się poddać potrzeba!
— Nie odstąpię ztąd! raczej zginę! — począł Przemysław.
Biskup rękę mu położył na ramieniu.
— Pokój z tobą! — rzekł. — Pokój z tobą! Ja ci przynoszę go. Henryk do mnie przysłał, Kalisz ci powróci, za kawałek ziemi mniej cenny a jemu przyległy.
— Nigdy! — odparł książe.
Arcybiskup na próżno go skłonić usiłował. — Książe nazajutrz nakazał szturm nowy.
— Nie mamy z kim go ponowić — odezwał się przywołany Wojewoda.
Wymówki tej Przemysław słuchać nie chciał, trwał przy swojem, burzył się i szalał. Arcybiskup nie odstępował go, usiłując powolnie przywieść do opamiętania.
Przypomniał mu, że Bóg przeznaczając go do podźwignięcia korony Chrobrego, przez ciężkie próby i trudy wiedzie do tego celu. Nakłaniał, aby chciwemu Henrykowi dał ziemi kawałek dla odzyskania Kalisza i spokoju.
Przemysław nie ufając już przyszłości, liczył wszystkie nędze i zawody żywota swego.
— Całe moje życie — mówił — zmarnowało się w łamaniu z losem... Nie ufam już w przy-