Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo Ołoboku z przyległym powiatem. Narzucał nadto Przemysławowi obowiązek wystawienia tam twierdzy, którą gotową oddać miał Henrykowi.
Arcybiskup próżno się starał o zniesienie przynajmniej ostatniego warunku.
— Wystawcie sobie twierdzę sami — rzekł — uczynicie ją jaką chcecie.
— Na to my ani czasu, ni kosztu tracić nie chcemy — odparł Werner. — W Kaliszu mamy zamczysko dobre, warowne, nie zamienim go tylko na inne, które będzie tego warte.
— W Kaliszu się nie ostoicie! — mówił Świnka.
— Któż to wie? — odparł Ślązak. — Ślązaków jest nas sporo, znajdziemy pomoc w teściu naszym Ottonie. Wy jej nie możecie mieć znikąd. Zdobędziemy miasto, zawojujemy ziemie okoliczne.
— Jakimże prawem? zkąd powód do napaści i wojny? — pytał Świnka.
— Wojna prawa nie pyta — rzekł niemiec, uderzając po mieczu dłonią — to prawo nasze!
Zostawiwszy ich w swym namiocie, gdzie, jako niemców słynących z tego, że pili dobrze, kazał hojnie przyjmować Arcybiskup, sam poszedł do Przemysława. Z tym szło równie trudno, jak ze Ślązakami, bo o Ołoboku i zamku słuchać nie chciał.
Niemcy się przy swem trzymali i już mieli odjeżdżać z niczem, gdy Tomisław z rannemi