W rok potem we Wrześniu, Poznań jak niegdyś, gdy się sposobił powitać młodą panią swą ze Szczecina — przystrajał się na przyjęcie Ryksy, córki króla Waldemara.
Z Gdańska przyszła już była wiadomość, iż narzeczona księcia wysiadła na ląd szczęśliwie. Wojewoda, kasztelan i wysłane naprzeciw rycerstwo polskie wiodło ją do przyszłej stolicy.
I na ten dzień już jej przybycie zapowiadano.
Arcybiskup Swinka[1], którego sprawą małżeństwo przyspieszone zostało, oczekiwał tu na nią.
Nie z taką niecierpliwością radosną jak niegdyś wyglądano nowej Pani; lud ciekawy był ale nie wesół. Gody te przypominały pierwsze, gmin półgłosem nucił ciche pieśni o Lukierdzie. Coś jak obawa poms y[2] Bożej drżeniem przejmowało tłumy zalegające gościniec i place. Nic nie