Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Michno mało zważał na to, kilka razy rąk jego uszedł i ufał, że i teraz się wyśliźnie.
Ale obrona była niemożliwa.
Zgnieciony, ściśnięty, opasany tak, że rąk podnieść nie mógł — gdy mu i mieczyk wyrwano, nie postrzegł się jak go do szyi więzienia wepchnięto, drzwi otworzono, do środka wtrącono a Szemsza ciągle za kark trzymając, kazał izbę otworzyć, do której natychmiast go wrzucił.
Zaręba znalazł się w ciemności, zachwiał na nogach i padł tłukąc o ścianę, której dojrzeć nie mógł.
Zewnątrz drzwi zawalono drągiem, a Szemsza wołał na stróżów, iż głową za więźnia będą odpowiadać.
Po tylu leciech bezkarnego snucia się po kraju, tylu bytnościach potajemnych w Poznaniu i na zamku, popaść teraz w szpony Szemszy i mściwego księcia, dla Zaręby niepojętem się wydało.
Przyjdzie więc nałożyć głową! pomyślał.
Wydało się to, że on Sędziwoja namawiał pierwszy do poddania Kaliskiego zamku, który tyle krwi kosztował, że Nałęczów i ród swój pociągnął do innych książąt i uczynił z nich wrogów Przemysława. — Za schwytanie go, za głowę była nagroda wyznaczona...
Na dworze teraz nie miał nikogo, coby się za nim przemówić ważył. Przyjaciele, którzy się go