Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

Kasztelan wtrącił:
— Z wrogami się znosił, ludzi przeciw panu buntował.
Księżna zadumała się nieco, ale w twarzy jej usposobienia do łaskawości nie było.
Bawiła się rękawem swej sukni obojętnie.
— Stracić go każecie? — zapytała. — Ależ wesele nasze trwa jeszcze. Krwią go oblewać.. nie trzeba.
Przemysław szukał w jej twarzy litości — nie było jej, tylko zadumanie chłodne.
— Krew na weselu — dodała — zła wróżba.
— Odłożym tracenie na później — odezwał się Kasztelan.
Ryksa nie wstawiała się za winowajcą — odwróciła się od Kasztelana, popatrzała na męża, poczęła pytać o fraszki i śmiać się.
Pierwsze te dni schodziły na wzajemnym badaniu się małżonków... Arcybiskup Świnka, który się umyślnie zatrzymał, z ciekawością patrzał na pierwociny nowego życia Przemysławowego.
Szczęścia jakiego się spodziewał, widać nie było. — Ryksa zbliżała się do męża śmiało, w księciu poufalenie się jej budziło jakąś trwogę. Bladł, oczyma rzucał obłąkanemi, usiłował wesołość udać a okazywał poruszenie tylko niespokojne.
Nie odejmowało to usposobienia wesołego młodej pani, nie czyniło wrażenia na niej — krzątała