Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

— A mnie tam nie było! — z boleścią zawołał książe.
Ryksa, która o wszystkiem już starała się być uwiadomioną, znalazła i na ten okrzyk mężowski odpowiedź.
— Mówiono mi — rzekła — iż wy tam nie powinniście byli się znajdować, boście Ołobok ten ustąpili i na tem pieczęć swą położyli, a oni do niczego się nie obowiązywali.
Z pewnem zdumieniem książe popatrzył na żonę swą, która już tak wprędce wtajemniczyła się we wszystkie jego sprawy.
— Bogu niech będą dzięki — rzekł. — Wszystkie spiski i knowania stłumione. Ołobok odebrany, oddycham lżej.
— Tak! możecie i powinniście iść teraz i zdobywać — dodała Ryksa. — Królewska córka, spodziewam się być królową!
Rękami nad głową uczyniła ruch, jakby wkładała koronę i powoli wyszła z izby.
Książe stał długo zadumany o całej tej rozmowie, o żonie, o sile z jaką występowała, a która mu się prawie groźną wydała.
Nie dano mu czasu długo nad tem rozmyślać, wszedł Lektor Teodoryk z księgą modlitw w ręku. Była to jego godzina.
Przemysław, syn ojca tak pobożnego, tak świętego, iż go innym za przykład stawiano, bo nieraz nocą gdy wszyscy spali, okryty włosien-