Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

malując obyczaje — wtajemniczony w nie, iż ludzie zasromani, wzruszeni, pokrzepieni na duchu, wracali do domów niosąc złota ziarna.
Oczekiwano w Gnieźnie na Przemysława, gotując się go przyjmować jak zwyciężcę po zajęciu Pomorza i obwarowaniu Gdańska, na który łakome oczy zwracali Brandeburgi, krzyżowi rycerze niemieccy i powinowaci zmarłego Mszczuja.
Królowa Ryksa wyprzedziwszy męża, tu nań na zamku oczekiwała. Lat dziewięć upłynionych, uczyniło ją dojrzałą niewiastą. Nie było to już śmiałe dziewcze młode, z dziecięcem nieświadomości zuchwalstwem, ale poważna niewiasta w pełni sił, będąca męża towarzyszką i radą.
Ona teraz posiłkowała najdzielniej Arcybiskupowi w sprawie korony. Przemysław, jeśli się wahał, to tylko aby w siły rosnąc, pewniejszym był jej utrzymania. — On i Świnka rozumieli to wreście, że choćby nie długo miał nosić koronę, dźwignięcie jej i przekazanie jakiemukolwiek następcy, przyszłość państwu wróżyło..
Arcybiskup przyjmował księżnę z wystawą książęcą. Duchowieństwo, dwór jego, urzędnicy, wysypali się na jej spotkanie.
Zsiadła u drzwi kościoła i tu przyjąwszy błogosławieństwo pasterskie, szła do pałacu Arcybiskupa, który równie wspaniale a smakowniej przybrany był, niż dworce poznańskie.
W izbach, w których ją posadzono, ściany