całe zawieszone były tkaninami flamskiemi, kobiercami przedziwnie tkanemi, obrazami z Włoch przywiezionemi, naczyniami okrytemi emalją barwną i drogim kamieniem.
Świnka lubił to, co mu Włochy przypominało i cudzoziemskie dwory pańskie. Nie miał obyczajów pieszczonych, ale co oczy ściągając ducha podnosiło, jak owoc pracy a myślenia ludzkiego cenić umiał. Widział w tem płody cywilizacji chrześcjańskiej, odradzającej świat z barbarzyńskich rumowisk.
Pobożnie, ale zarazem wesoło wyglądały te komnaty lśniące przedziwnemi ozdoby. Tu ołtarzyk z kości słoniowej, owdzie świeczniki złociste, obrazy na tłach złotych, kropielnice z alabastrów ubierały ściany.
Księżna rozpatrywała się po izbach, w których wszędzie coś osobliwego ujrzeć było można, a i księgi porozkładanemi na pulpitach malowaniami oczy porywały.
Wtem wszedł Arcybiskup.
W nim pod suknią duchownego, do której był już nawykł, znacznym był stary obyczaj rycerski. Trzymał się prosto, patrzał śmiało, siłę, swobodę, wiarę u siebie w każdym widać było ruchu. Szedł jakby czując posłannictwo mu zwierzone przez
Boga.
Nim dla Ryksy i jej dworu, stół zastawiono, poczęła się rozmowa.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.