Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

Gozdawy, i on i ród i powinowaci i przyjaciele zastępywali drogę panu.
Ludziska byli dobrzy, serdeczni, do pana po swojemu przywiązani.
I księciu serce się otworzyło na widok tych twarzy rozweselonych, rąk powyciąganych, ust uśmiechających się do niego.
Dla pana i dla dworu stały już gotowe stoły, beczki na krzyżowych nogach i czego dusza mogła zapragnąć. Osobny namiot rozbito dla księcia, pod który zaproszono go dla spoczynku. Tu oprócz Tyszka Gozdawy, całe grono starszych otoczyło go z miłością wielką.
Winszowano mu Pomorza, życzono żywota długiego, spodziewano się doczekać męzkiego potomka.
Wśród tych życzeń i powinszowań, łacno jednak poznać było, że im coś na sercu leżało, z czem się odkryć nie śmieli, pogladając po sobie — odkładając, wahając się.
Dopiero gdy już misy zdjęto, a kubki z miodem dolewano, który lepiej niż piwo głowy zawracał i męztwa dodawał, (dla czego ojciec Przemysława nigdy miodu nie pijał), wystąpił Tyszko, sam pijąc zdrowie państwa i długi żywot jego a szczęśliwe panowanie.
— Miłościwy panie nasz! — odezwał się wesoło — myśmy tu dzieci twoje drogę ci zastąpili, aby obliczem się twem pocieszyć, win-