Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

sze ludzi w oczy kole. Już niepoczciwi ci Zarębowie i Nałęcze po kraju biegają a noszą, że ty nam nie ojcem chcesz być, ale panem surowym i że korona dla ciebie, dla nas znaczy kajdany. Nie wierzym my w to, ale płochy lud a warchoły się burzą.
Mała to rzecz, bo nas więcej cośmy tobie wierni i złych zmożemy, ale Brandeburgi, Ślązaki a wreście i ów Łoktek co się z Czechem rozbija, niespokojny mały człeczek silnej dłoni i ducha — wszystko to się korony przelęknie. My się o Was, miłościwy nasz, trwożemy, bo cię kochamy.
— A! — przerwał wesoło Przemysław, zwracając się do Tyszka — ja nie mam trwogi! Ojciec nasz Świnka chce korony tej dla spokoju i dla mocy jednej — ja jej nie sobie pragnę ale ziemiom tym rozerwanym i bolejącym.
Wierzcie, że korona nie zmieni mnie. Jakim byłem takim zostanę, a bez Rady, Comesów moich i Baronów przyczynienia się nie będę stanowił nic. Dla ziemian ojcem będę zawsze...
Że wrogowie poczują trwogę dobrze jest!! Przyjdzie z niemi wojować — tego chcę! na to miecz i pas rycerski noszę! Złego mi się nie stanie nic, bez woli Bożej, a co wola Boża tego nie ujdzie nikt!
Gozdawa zamilkł, wysunął się Antek Poraita niemłody toż, bo wnuki miał dorosłe.
— Spomniał brat Tyszko o Zarębach, miłościwy panie — odezwał się — my ich znamy,