Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie są źli a możni. Macie li ich co na dworze, albo i Nałęczów, każcie im precz iść.
Nie zważał pewnie na to Poraj, że Nałęcz którego Krzyżem zwano, bo miał z wojny na licu bliznę czerwoną, gdyby krzyż, stał tuż. Ten zerwał się oburzony.
— Za co nas wszystkich zdrajcami za jednego robicie? Jam ci też Nałęczowego zawołania i z tych, co krwawą chustę na szczycie mają nie białą — alem panu wierny i nie dopuszczę, aby nam w oczy plwano!
Zaczęto się burzyć bo pod namiotem Nałęczów i Zarębów nawet było dosyć, a wszyscy się jęli za swoją cześć ujmować, aż książe musiał milczenie nakazać i rzekł.
— Ja wierność waszą znam i niepodejrzewam — ale i tym co koło mojego bezpieczeństwa stoją za złe ich troski wziąć nie mogę.
Milczcie więc, gdy ja nie obwiniam.
Lecz nie łatwo było uspokoić rozdrażnionych, a Poraj dołożył jeszcze.
— Tak ci to Ludek Pakosławowy syn przysięgał, że za ojca się mścić nie będzie, przecież Henryka na męki zdał...
I zakończył głośno:
— Za złe nam nie miejcie, miłościwy, że my się korony obawiamy aby ona jak Zbawicielowi Panu cierniową nie była. Tyś nam w książęcej czapce królem.