Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

— Płakać bym powinien — dodał — ale tego nie umiem! Zły jestem, zacinam sobie znaki, ile zemsty komu winien będę! Powoli popłacę moje długi.
Popatrzał na chłodno milczącego Przemysława jakby go badał, ten wzajem ściganemu przez Czechów i Tatarów rycerzowi małemu, który w niedoli męztwo całe zachował — przyglądał się nieco zdumiony.
Po małym przestanku — Łoktek dorzucił.
— Wiecież po com ja gnał za wami?
— Zkądże mam wiedzieć? — sucho odparł książe...
— Pomyślałem sobie — rzekł Łoktek — że ty pokój masz, ludzi wiele karmisz darmo, mógłbyś mi pomóc niemi? Po Tatarach żołnierza mi będzie trudno dostać, a Czechów pobiwszy dobijać trzeba, aby im smak od naszej ziemi odszedł.
Przemysław potrząsł głową — widać było, że prośbie nie myśli za dość uczynić.
— Mówicie, że ja pokój mam? — odparł powoli. — Właśnie taki jak i ty, a większego kraju bronić muszę. Brandeburczyki czekają tylko, aby mnie słabszym zobaczyli.., ze Ślązkiemi mam rachunki, w Pomorzu i od Rańskiego księcia i od Krzyżaków muszę się mieć na pieczy. Gdyby mi kto pomoc dał, przyjąłbym ją!
Łoktek zdał się słuchać dosyć obojętnie.
— U ciebie wojny nie ma jeszcze — odparł — a jam swoją począł, no i nie skończę jej, aż