Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

dować — czemu nie? i jabym takim rad być, ale poczekawszy...
Rozśmiał się znowu, z ławy zeskoczył, chodzić począł jakby wcale jazda go nie utrudziła. Po namiocie się kręcił coraz coś chwytając i przypatrując się wytwornej broni i zbroi.
Noc nadeszła, musieli oba pod jednym ją przebyć namiotem.
Łoktek oznajmił, że dla ludzi i koni noc musi dać na spoczynek, ale do dnia nazad ruszy, aby nowe robić zaciągi, gdy mu nikt w pomoc przyjść nie chce.
Z wesołą myślą i daleko swobodniejszy od Przemysława, który ani pobitym był, ani mu kraju Tatarowie nie pustoszyli — legł Łoktek spać opończą się owinąwszy, i nakazując zbudzić się o brzasku.
Przemysław też ze dniem wyruszyć miał w dalszą drogę.
Gdy się z rana obudził, towarzysza swojego nie znalazł już w namiocie, ślad tylko kędy spoczywał. Opowiadano, że o świcie spać już nie mogąc, czekać nie chcąc, wymknął się do swoich i puścił ku lasom.
Żegnany przez ziemian okrzykami, książe ze słońcem dopiero ruszył ku Gnieznu.
Podróż tę jednak rozmaite przeszkody, jakby umyślnie opóźniały.
Towarzyszący mu wojewoda poznański, który