Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie się to stało, gdy reszta Zarębów i Nałęczów, która przy boku pana była jeszcze — ci właśnie, co na popasie w Woli wierność poprzysięgali — następnej nocy zeszła precz, tak że z tego rodu nikt nie pozostał.
Powstało ztąd zamieszanie chwilowe i niepokój między ludźmi, lecz wojewoda powagą swą go przytłumił. Arcybiskup i książe cieszyli się owszem, że podejrzanych się pozbyto.
Świnka tym czasem ziemian okolicznych zwoławszy, starszyznę z Kalisza i Poznania, duchowieństwo, na którego czele stanął, do stanowczego zniewolił kroku.
Ryksa wiedziała o tych przygotowaniach, domyślał się ich zapewne książe.
Wielka izba na zamku dnia tego była natłoczoną, komnaty sąsiednie i ganki ziemian pełne, których wojewodowie i kasztelanowie prowadzili. Wszyscy urzędnicy ziemscy, dworscy, Arcybiskup i biskup poznański, kapituły, duchowieństwo oczekiwały na Przemysława.
Na przedzie w szatach uroczystych Świnka z krzyżem w ręku witał wchodzącego pana. Wskazał na poważne zgromadzenie i — ozwał się.
— Miłościwy książe, oto cały lud twój i ja jako Ojciec duchowny ziem twoich, przychodziemy jednozgodnemi głosy prosić cię i wezwać, abyś dłużej nie zwlekał z przyjęciem królewskiej korony, która ci z prawa należy.