Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

Stała się radość jakaś wielka, jakiej ludzie nie pamiętali, a oczów wiele zaszło łzami.
W tem Arcybiskup Bogu na podziękowanie do kościoła już wiódł, gdzie duchowieństwo zanuciło hymn i tak owo królem okrzyknięcie uroczystym aktem kościelnym się skończyło.

Gdy wszyscy do katedry ciągnęli, na wałach, w tem miejscu, gdzie dwu zdrajców świeżo stracono, stali dwaj ubogo ubrani ludzie, z twarzami blademi, smutni, przypatrując się zdaleka.
Michnie usta złem szyderstwem drgały, Pawłek był grożno namarszczony.
— Przysięgam ci! przysięgam, — mruczał Zaręba — krótka to będzie radość, a skończy się kąpielą krwawą.. Nasza krew i niewinnej pani Lukierdy pomszczoną zostanie!
Chwycił ręką garść mokrej ziemi i ścisnął ją, jakby z niej krew, co ją zbroczyła chciał wydobyć, łzami zaszły mu powieki.
— Cieszcie się i tryumfujcie. — wołał — Pomsta Boża nie śpi! Szyję dam, cześć dam, nie ja jeden, wszyscy my, a pani zamordowana i bracia nasi będą zemszczeni!
Z kościoła rozchodziła się pieśń głośna, wesoła, a Zaręba jak nieprzytomny z szału powtarzał ciągle.
— Będą pomszczeni!