Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

sami się stawić nie mogli, piśmiennie oświadczyli zgodę swoją.
Z Pomorza mnodzy panowie, wysłańcy miast przedniejszych, urzędnicy, rycerstwo pomnażało świetną gromadę, która miała być świadkiem tych odrodzin królestwa...
— Zaprawdę — oświadczył Świnka tym, co go niebezpieczeństwy od korony odstraszać chcieli — zaprawdę nie o króla tu idzie, bo każdy z nich śmiertelnym jest, ale o koronę, która być nieśmiertelną powinna.
Ta korona, która długo utajoną była w skarbcu kościoła, i razem z drogim ciałem św. Wojciecha chroniona jako talizman święty — leżała teraz na wezgłowiu na nowo z kurzu otarta, w swej starodawnej prostocie, grubemi obręczami złotemi przypominając wieki, gdy je niewprawna ręka jako umiała wykonała.
Obok niej jabłko królewskie napełnione wewnątrz tą ziemią, której piastowania była godłem, i włócznia św. Maurycego, relikwja razem i berło i Szczerbiec leżał anielski.
Jak około świętości przechodził lud ciekawy gromadząc się i stając około tych prastarych potęgi pamiątek. Minęło czasu wiele, a obręcze te złote niczyjego nie dotknęły czoła, pył je okrywał żałobny — w ciemnościach czekały na odrodziciela.
Radość wielka rozgrzewała tłumy, a piękny