Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

się liczyć gromadę, która za Zarębą zbliżać się ku niemu zaczęła.
Pochyliwszy się z konia, jeździec rozpoczął z Michnem rozmowę.
— Cóż poczynacie? — spytał po niemiecku ponurym, grobowym głosem.
— Koronowaniu nie można było przeszkodzić — rzekł Zaręba — ukoronowali go — ha! nie na długo!
— Nie powiodło się więc! — wtrącił niemiec — Wam bo się nic nie wiedzie.. mówicie wiele, krzyczycie głośno, robicie mało!
Zaręba po cichu się żywo tłumaczył, tym czasem przybyły oczyma rachował ci co dokoła się gromadzili.
— Niewielu was też jest! — rzekł pogardliwie. — Co to za siła! to garść ledwie!
— Bo tu tylko są dowódzcy — odparł Michno, — a nie wszystkie nasze zawołania. Liczcie po dziesięć, dwadzieścia i więcej głów na jedną...
Ale co z tego, gdy się nieszczęści!
Siadaliśmy nań w zasadzkach razy wiele, zawsze nam uszedł.
Niemiec popatrzał urągająco.
— Dajcie no tylko wiedzieć mnie, gdzie go z małym pocztem przydybać można — rzekł, — a ja się bez was obejdę...
Szeptali znowu po cichu. — Zaręba tych, na