Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Resztki życia tom II 108.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
98

Nie myślał on wcale iść na górę gdzie mu płoche dziewczę wieczorną wskazało godzinę, czuł że związałby się na wieki tym krokiem nieopatrznym, że skalałby wspomnienie chwili owéj, gdy tam raz pierwszy zobaczył Adelę, ale im bliżéj było zmierzchu tem okrutniejsza porywała go bojaźń i szał niepojęty. Głowa paliła się, serce biło, ręce drżały, a wejrzenie błąkając się po xiędze, nic z niéj schwytać nie mogło.
Szczęściem o zachodzie słońca zerwał się gwałtowny wicher, który przenosił chmury czarne; i sucha burza jakaś. Na zachodzie tylko czerwona łuna świeciła, a niebo całe osłonione było gęstemi obłoki które w oczach zdawały się zbierać, kłębić i biegły na drugi koniec widnokręgu. Zmierzchało gwałtownie, deszcz zdawał się grozić co chwila, Oktaw pomyślał że nikt w taką porę przechadzać się nie może i spragniony wyjść, a pewien będąc że Andzi nie spotka, wyleciał sam prawie nie wiedząc co czyni, ku murom pojezuickim. Co go tam wiodło? któż serce