Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Resztki życia tom IV 103.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
99

lizo siedział sparty na poduszkach w swojem łóżku z głową na piersi spuszczoną. Ręce jego machinalnie przebierały różaniec, a usta modliły się pocichu.
Stary przeżegnał się po chwili i wyciągnął dłoń wychudłą do syna.
— Chodź tu dziecię moje, — rzekł łagodnie, — zbliż się do mnie, rzadko teraz jesteśmy z sobą... potrzebuję pomówić. Tyś mi nie swój — dodał, darmo byś chciał to wytłumaczyć, znać w poczciwéj i nieumiejącéj kłamać twarzy, jakąś walkę ciężką... komuż lepiéj jak ojcu zwierzyć się możesz, kto lepiéj ci życzy? Nie obawiaj się surowości mojej, człowiek co żył i był ułomnym, zaboleje, przebaczy ale zrozumie i pocieszy. Wiem że każda spowiedź jest zbawienną. Pojmuję żeś musiał zetknąwszy się ze światem stracić spokój dziecięcy, tysiąc rzeczy wabi, pociąga, obiecuje, a wybór trudny i napój nienasycający... mów Oktawie, ja cię pewnie nie potępię, a będę przynajmniéj wiedział jak się do twego anioła stróża pomodlić?