Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed oknami król miał plac tak strzeżony, jak drzwi — pokazywano mu na nim tylko to co chciał widzieć, zakrywano coby go zafrasować mogło.
Przed oknem tem wieczorami, gdy król polowania nie miał, albo powrócił niem nie syty, rzucano konie zdechłe, do których się przywlekały psy zgłodniałe... a król mógł do nich strzelać wygodnie.
Bawił się też oswojonym, ulubionym krukiem, a czasem i psami, ale od czasu jak się dowiedział, że Fryderyk pruski hodował charty... odpadła go ochota zajmowania się niemi.
Czas upływał tak wyśmienicie podzielony na nabożeństwo, odżywianie i napijanie, łowy, śmiechy, słuchanie Faustyny i przyjmowanie gości z Saksonii i Polski napływających, gdy Brühl im wnijść z sobą dozwalał, że król August nudzić się nie miał czasu.
A mimo to tęsknił!!
Wprawdzie lasy polskie i litewskie mogły mu zastąpić te, które rosły pod Hubertzburgiem, Moritzburgiem i w oddalonych Saksonii zakątach, żubry warte były jeleni, ale galerja obrazów, którą tak kochał, którą zebrał takim kosztem, stała zamknięta w Königsteinie i jedna z niej Magdalena towarzyszyła królowi na polskiem wygnaniu, ale nie miał tu takiego teatru jak w Dreźnie, na którym by tryumfy Aleksandra Wielkiego rozwijać się mogły, ani pysznej bażantarni z teatrem letnim w zieleni, ani swych śpiewaków, ani swego kościoła... ani swego Drezna.
Wielkie maskarady, karuzele, jarmarki, które tak swobodnie się obracały w saskiej stolicy, na Warszawskim gruncie obracać się nie umiały.
I ci kontuszowi poddani J. K. Mości, tak śmieli