Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wystawiało ono cudnie piękną grzesznicę jeszcze świeżuchną i pulchną, więc chyba dopiero od godzin kilku zamieszkującą chłodną pieczarę, u której wnijścia spoczywała zaczytana w ogromnej księdze.
Byłaż to pokutująca Magdalena, ta która godną się stała aby jej powiedział Chrystus iż wiele przebaczonem jej będzie, bo wiele kochała??
Malarz nie myślał podobno o tem, aby ją uczynić świętą, ale chciał i zrobił ją piękną. Król się kochał w tej piękności. Magdalena mu towarzyszyła wszędzie i teraz na wygnaniu. Powracać z nim miała do Drezna. Król patrzył na to arcydzieło, jak gdyby z niem rozmawiał — i zadumany milczał.
Był to ten sam August, którego postawa, twarz wdzięczne ruchy młodzieńcze powszechną budziły dla niego sympatję na dworze Ludwika XIV, ten sam, którym zachwycały się arcyksiężniczki austryjackie, — który gdy chciał pozyskiwał sobie serca męzkie i niewieście, ale ostatnich nie dopuszczał do siebie, by mu spokoju drogiego nie zamąciły.
Przestrzegała go ojcowska przeszłość i skarb wycieńczony na Cosel, na X. Cieszyńską, Denhoffową, Königsmark i tyle innych — przestrzegał ojciec Guarini, pilnował zazdrosny Brühl — zasłaniała pobożna Królowa Józefa. I August III nie chciał znać płochych kobiet.
A pomimo to piękny ów Król, dziś bardzo się zmienił, nie podobnym był do siebie. Siedmioletniej wojny nie brał zbytnio do serca. Klęski nie dochodziły do niego.
Siedział spokojnie w Warszawie, gdy drudzy bili się za niego, polował, napawał muzyką — i — ze-