Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Księżna mu rękę wyciągnęła uśmiechając się, przyszedł ją pocałować i tego dnia na tem się skończyło.
Przyjaciele Tołoczki śmieli się z niego, gdyż on uparcie utrzymywał, że się nie da ożenić.
Całą tę poobiednią rozmowę żartobliwą, brał za prostą zabawkę księżnej, która rozmaitemi facecjami niekiedy się lubiła rozrywać.
Tymczasem nazajutrz zaraz usłyszał w rozmowie, iż księżna Magdalena już na jego podróż rachowała i pokilkakroć powtórzyła.
— Gdyś mi pan rotmistrz przyrzekł, słowa dotrzymasz.
Nie było już co wątpić, musiał być posłusznym, bo hetmanowę sobie narazić, stokroć gorzej znaczyło, niż hetmana. O ile dla przyjaciół była wylaną, tak dla tych, do których ząb miała, straszniejszego nad nią nie było wroga.
Nie przebierała wówczas w środkach, gdy się pomścić i moc swą chciała dać poczuć.
Zakłopotał się mocno Tołoczko, nie dając tego poznać po sobie. Naprzód, wydatek był znaczny, którego nawet obrachować nie mógł z góry, powtóre czasu stracić dość musiał, sędziom się narazić, a co go czekało w Wilnie, tego żadna ludzka moc przewidzieć nie mogła.
Jeżeli kiedy fundowanie Trybunału obiecywało się jako walna bitwa, to teraz, gdy dwa najmożniejsze rody w Księstwie, o nie walczyć miały. Wojsko Radziwiłłowskie, litewskie pułki hetmana, tandem nawet Imperatorowej, na granicy stojące siły do Wilna pościągać miały.