Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przecież tam i po polsku mówiących siła się znajdzie — mówił Tołoczko.
— Bezemnie się chyba obejdzie — odparła strażnikowa. — Niechcę aby mi się Aniela do tego towarzystwa przyzwyczajała.
— Wiem, że pani hetmanowa radaby była strażnikowej, dla której respekt ma wielki.
Koiszewska ruszyła ramionami.
— Mnie mój krupnik z półgęska lepiej smakuje, niż jej pulpety.
Na tem się skończyła pierwsza próba.
Spotkały się potem we drzwiach kościoła, i hetmanowa pozdrowiła strażnikową imieniem sąsiadki, zapraszając ją do siebie.
Podziękowała Koiszewska grzecznie ale zimno, coś niewyraźnego przecedziwszy przez zęby.
Wysłane później przez dworzanina formalne zaproszenie nie pomogło też. Strażnikowa się wymówiła chorobą.
— Wiem o co babie chodzi — rzekła do Szklarskiej. — Wiedzą, że Aniela posag będzie miała, a pewnie jakiegoś swego klijenta radaby jej zaswatać. Stara sztuka, ale ja się na nich znam i córką moją nie dam rozporządzać nikomu.



Zabiegom niezmordowanym księdza biskupa Kamienieckiego udało się nareszcie Radziwiłłowskich przyjaciół, a przez nich samego księcia skłonić do porozumienia się z Czartoryskimi.
Z obu stron pozwolono na tę próbę zaręczając, że ona nie zda się na nic.