Wojewodzina też upewnić się pragnęła, że mąż jej nie da się skłonić do wyraźnego poparcia wojewody.
Gdy hetman wszedł do pokoju żony, która jeszcze okryta pudermantlem odpoczywała, zastał ją chmurną i smutną. Pocałował ją w czoło, w rękę i usiadł przy niej zapytując o zdrowie.
— Niepodobna być zdrową — odparła hetmanowa. — Lubię życie, ruch, wesołość, nie cierpię nudów i milczenia, mam ich dosyć w Wysokiem, ale tu znowu wrzawa, prawdziwe piekło. Po ulicach strzelają, biją się, ścigają i coraz o jakiejś nowej dowiadujemy się awanturze.
Hetman odparł.
— A potrzebaż ci było, duszko moja, do Wilna się wybierać! Mówiłem i przestrzegałem, że tu spoczynku ci nie dadzą.
— Obawiałam się cię samego puścić — dodała piękna pani, patrząc we zwierciadło. — Masz nadto dobre serce, ludzie z tobą robią co chcą, a ty potem za cudze błędy pokutować musisz.
Sapieha słuchał znajomych już sobie zdawna wyrzutów tych.
— Nie jestem tak dobroduszny i powolny jak sądzisz — odparł hetman — a tu właśnie casus taki, że potrzeba energji. Radziwiłł wiele wymaga, a nie wszystko po jego woli pójść może.
— O cóż to chodzi? — spytała księżna.
— O bardzo wiele rzeczy — mówił hetman. — Wiesz jak blizkie nas łączy pokrewieństwo, chce tedy, abym ja z nim szedł, gdziekolwiek on pójść zamarzy.
— Spodziewam się, iż sam widzisz jakiem to jest niepodobieństwem — przerwała hetmanowa. — Książe
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 102.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.