Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 128.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ści, aby się nie dać pochwycić i nie wywołać tumultu, któryby w bój się mógł przemienić.
Książe kanclerz, który się spodziewał poparcia od hetmana Massalskiego, znalazł tu tylko grzeczne tłumaczenie się, iż hetman wielki do tej sprawy wcale się mięszać nie chce czynnie, odmawia straży honorowej Radziwiłłowi, ale w niczem więcej nie może pójść za żadną stroną. Zapewniał tylko o swej neutralności. Tak samo tłumaczyli się inni, a niektórzy dodawali, że Czartoryscy pewni będąc poparcia przez wojska Imperatorowej, której pułkownik już się znajdował w Wilnie, nie mogli się łączyć z obcą potencją przeciwko swoim.
Można sobie wyobrazić, jak namiętna pani hetmanowa, która czynną odegrać chciała rolę w tem zajściu, nie występując na widownię, spędziła chwile te rozstrzygające, poruszona i niespokojna. Tołoczko musiał jej służyć ciągle, biegać, jeździć, zwozić wiadomości i spełniać poselstwa.
Miała oprócz niego agentów swoich w robronach, ale rotmistrz był ze wszystkich najczynniejszym.
U księżnej wojewodzicowej wieczorem, przyjęta została nadzwyczaj uprzejmie, ale gospodyni, jej brat i kilka zamówionych osób, tak ją otaczali ciągle, zabawiali rozmową, nie dali odetchnąć, że to, po co tu przybyła głównie, widzenie się i poufna rozmowa ze stolnikiem, w oczach rywalki, zupełnie było chybione. Ani Poniatowski do niej, ani ona do Poniatowskiego przybliżyć się nie mogła. Znalazł się zawsze ktoś na drodze, który przeszkadzał zagadał, odciągał.
Rozpaczliwie rzucała się coraz zuchwalej hetmanowa, ale wojewodzicowa tak pilnowała, iż czujności