Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 137.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lub na balu, postrzegać się dawało pewne rozdrażnienie i niepokój. Oglądano się bojaźliwie niemal, szukając oczyma w tłumach twarzy znajomych. Bardzo mało kobiet w samej nawie kościelnej gdzieniegdzie rozsianych było, więcej ich widać na chórze i w kilku ciemnych lożach ponad bocznemi nawami. A że katedra ówczesna obfitowała w kapliczki różnemi czasy przybudowane, do których wnijścia tworzyły wgłębienia, w nich też stroje jaśniejsze kobiece, zdradzały, że się tu mieściły. Osobliwie naprzeciw i około tronu biskupiego ścisk osób dystyngowańszych był wielki, a ku drzwiom tu i owdzie widać było żołnierzy pułku Massalskich utrzymujących rodzaj straży i pilnujących porządku.
Sam biskup in pontificatibus przytomnym był nabożeństwu, a ci co go we fraku i przy szpadzie widywać byli przywykli, znajdowali, że nie umiał nosić infuły i kapa mu ciągle z niespokojnych ramion spadała. Ruchy też miał, na tym tronie biskupim, który majestatem pokoju zwykł być otoczony, zbyt żywe i gwałtowne, a oczy biegały po przytomnych i po kościele, wcale świętością miejsca i chwili nie namaszczone.
Ktoś właśnie uczynił złośliwą uwagę, że Jego Pasterska Mość we fraku się lepiej wydawał, niż w ornacie biskupim, i że pastorałem wywijał jakby nim bić, nie błogosławić się gotował.
Prawda, że pomimo tylu oczów zwróconych na siebie, nie umiał się powstrzymywać, i co moment albo którego z kleryków stojących przy tronie mustrował, albo rozkazy jakieś wydawał i cicho ale